Wydawnictwo: e-bookowo
Ilość stron: 134
Nie od dziś wiemy, że pomiędzy polityką, a półświatkiem gangsterskim istnieje wiele powiązań. Nie jest to dla nikogo żadną nowością. Światem rządzą układy. O tym, jak wiele łączy te dwa wydawałoby się odrębne byty pisze w swojej kolejnej mini powieści Marcin Brzostowski.
"Złote spinki Jeffreya Banksa" to kryminał, którego akcja rozgrywa się w Londynie. Głównymi bohaterami książki są: tytułowy Jeffrey Banks - minister spraw wewnętrznych, jego przyjaciel, a zarazem szef gangsterskiego podziemia Ezekiel Horn, a także Frankie Turbo, jeden z podwładnych bossa. To właśnie ten trzeci na polecenie szefa zająć ma się transportem narkotyków. Kiedy wpada w ręce policji, sprawy nieco się komplikują. Zwłaszcza, że całą akcją zaczyna interesować się przestępca z konkurencyjnej formacji, Krwawy Siergiej. By uwolnić Frankie'go, a także odzyskać cenny pakunek, Horn postanawia uruchomić swoje znajomości w ministerstwie...
"Złote spinki Jeffreya Banksa" to druga powieść Marcina Brzostowskiego, którą miałam okazję przeczytać. Książka nie należy do wydawniczych nowości, niemniej uważam, że szkoda było by ją przeoczyć. Historia, którą stworzył autor pomimo, że zawiera w sobie gro czarnego humoru, brzmi monetami jak parodia, tak po prawdzie nie należy do odrealnionych. Koniugacje pomiędzy prominentami, a bandyckim światem zdarzają się nie od dziś. Marcin ubrał je zwyczajnie w słowa i przelał na papier. A że okrasił to przy okazji odpowiednią dawka sarkazmu...
Jak wspomniałam na początku książka Brzostowskiego to mini powieść. Nie dość, że czyta się ją szybko, to jeszcze sprawia ona człowiekowi frajdę. Na niespełna stu czterdziestu stornach autor skondensował ciekawą historię, przeplecioną niedługimi, ale dobrymi dialogami. Śmiało można by ją określić bardziej komedią gangsterską niż kryminałem. Uśmiech na twarzy utrzymywał mi się przez większość lektury. Mistrzostwem w moim odczuciu było przemycenie do powieści zabawnych wątków związanych z ulubionymi drużynami piłkarskimi bohaterów, a także motyw z krówkami (cukierkami - żeby była jasność). A jak do całej historii mają się spinki Banksa? Okazuje się, że pełnią tu kluczową rolę...
Nie ukrywam, że z twórczością Marcina Brzostowskiego bardzo mi po drodze. Zdecydowanie odpowiada mi jego poczucie humoru i zdolność władania słowem. Są to czynniki, dla których z chęcią sięgnę w przyszłości po inne jego książki. Szkoda jedynie, że nie są one dłuższe. Z drugiej strony, czy warto czasem stosować zbędne wypełniacze... ;)
Nie od dziś wiemy, że pomiędzy polityką, a półświatkiem gangsterskim istnieje wiele powiązań. Nie jest to dla nikogo żadną nowością. Światem rządzą układy. O tym, jak wiele łączy te dwa wydawałoby się odrębne byty pisze w swojej kolejnej mini powieści Marcin Brzostowski.
"Złote spinki Jeffreya Banksa" to kryminał, którego akcja rozgrywa się w Londynie. Głównymi bohaterami książki są: tytułowy Jeffrey Banks - minister spraw wewnętrznych, jego przyjaciel, a zarazem szef gangsterskiego podziemia Ezekiel Horn, a także Frankie Turbo, jeden z podwładnych bossa. To właśnie ten trzeci na polecenie szefa zająć ma się transportem narkotyków. Kiedy wpada w ręce policji, sprawy nieco się komplikują. Zwłaszcza, że całą akcją zaczyna interesować się przestępca z konkurencyjnej formacji, Krwawy Siergiej. By uwolnić Frankie'go, a także odzyskać cenny pakunek, Horn postanawia uruchomić swoje znajomości w ministerstwie...
"Złote spinki Jeffreya Banksa" to druga powieść Marcina Brzostowskiego, którą miałam okazję przeczytać. Książka nie należy do wydawniczych nowości, niemniej uważam, że szkoda było by ją przeoczyć. Historia, którą stworzył autor pomimo, że zawiera w sobie gro czarnego humoru, brzmi monetami jak parodia, tak po prawdzie nie należy do odrealnionych. Koniugacje pomiędzy prominentami, a bandyckim światem zdarzają się nie od dziś. Marcin ubrał je zwyczajnie w słowa i przelał na papier. A że okrasił to przy okazji odpowiednią dawka sarkazmu...
Jak wspomniałam na początku książka Brzostowskiego to mini powieść. Nie dość, że czyta się ją szybko, to jeszcze sprawia ona człowiekowi frajdę. Na niespełna stu czterdziestu stornach autor skondensował ciekawą historię, przeplecioną niedługimi, ale dobrymi dialogami. Śmiało można by ją określić bardziej komedią gangsterską niż kryminałem. Uśmiech na twarzy utrzymywał mi się przez większość lektury. Mistrzostwem w moim odczuciu było przemycenie do powieści zabawnych wątków związanych z ulubionymi drużynami piłkarskimi bohaterów, a także motyw z krówkami (cukierkami - żeby była jasność). A jak do całej historii mają się spinki Banksa? Okazuje się, że pełnią tu kluczową rolę...
Nie ukrywam, że z twórczością Marcina Brzostowskiego bardzo mi po drodze. Zdecydowanie odpowiada mi jego poczucie humoru i zdolność władania słowem. Są to czynniki, dla których z chęcią sięgnę w przyszłości po inne jego książki. Szkoda jedynie, że nie są one dłuższe. Z drugiej strony, czy warto czasem stosować zbędne wypełniacze... ;)
Jestem zachęcona do poznania twórczości tego autora. 😊
OdpowiedzUsuńOd bardzo dawna przebywam na tym blogu bo jest bardzo ciekawy. Każdy artykuł jest bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuń