Tytuł: "Zbrodnia po irlandzku"
Wydawnictwo: Initium
Ilość stron: 300
Komedie kryminalne w ostatnim czasie bardzo przypadły mi do gustu. Lubię połączenie tych dwóch gatunków. Sięgając po tego typu literaturę liczę na dobrą zabawę przyprawioną szczyptą emocjonującego dreszczyku, który towarzyszyć ma rozwiązaniu kryminalnej zagadki.
Kiedy więc przyszło mi przeczytać "Zbrodnie po irlandzku", zerknęłam na okładkę i stwierdziłam nieśmiało, że to może być niezłe. Niby książek nie powinno się po niej oceniać, ale nie ukrywajmy, że często to właśnie one przyciągają nasz wzrok, a dopiero później kierujemy się na tył z opisem. I nie ukrywam, opis mnie zaintrygował na tyle, że postanowiłam czym prędzej przystąpić do jej lektury. Fabuła zdawała się być interesująca.
Szef biura podróży "Hej Wakacje" postanawia zorganizować wycieczkę objazdową po Irlandii o jakże intrygującej nazwie "Szmaragdowa przygoda". Jako, że chętnych jest jak na lekarstwo, a i konkurencja na rynku jest dosyć spora, w ramach reklamy ogłasza konkurs, w którym do wygrania jest kilka darmowych biletów. W loterii wyłoniona zostaje grupa szczęśliwców. Piecze nad całą ekipą sprawować ma natomiast Tomasz - przewodnik wycieczki, który poza sporymi kompetencjami w pilotowaniu tego typu wyjazdów, ma równie duże doświadczenie w zaglądaniu do kieliszka.
Kiedy ekipa przybywa na Zieloną Wyspę, Tomasz orientuje się, że wyjazd ten będzie różnił się od tych, w których do tej pory brał udział. Różni pod kątem charakterów oraz pochodzenia uczestnicy sprawią, że będzie to dla pilota niezapomniana wycieczka. Zwłaszcza, kiedy jeden z nich, w w wyniku nieszczęśliwego wypadku przeniesie się do Św. Piotra. A to jeszcze nie koniec "Szmaragdowej przygody"...
Lektura "Zbrodni po irlandzku" sprawiła mi czystą przyjemność. Nie miałam wcześniej styczności z twórczością Aleksandry Rumin, więc nie wiedziałam czego spodziewać się po jej nowej książce. Tymczasem autorka stworzyła ciekawą historię, okraszoną dowcipnymi dialogami i scenkami sytuacyjnymi. Barwni bohaterowie wnoszą wiele dobrego do powieści. Każdy z nich jest inny i dzięki różnicy ich charakterów fabuła książki nie jest monotonna. Nie da się ukryć, że ich zachowania są momentami zbiorem stereotypów o turystach, wyjeżdżających na wakacje.
Intryga, którą uknuła autorka sprawiła natomiast, że cała komedia nabierała kryminalnego charakteru.
Na szczególną uwagę zasługuje harmonogram zwiedzania Irlandii. Każdy rozdział rozpoczyna się od listy zabytków i miejsc, do których uczestnicy danego dnia będą się wybierać. Pomysł ze stworzeniem takiego planu jest w moim mniemaniu strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu, że mogłam wyszukać w sieci niektóre ze wspomnianych w nim miejsc, nabrałam ochoty na wycieczkę do Irlandii. Nie ukrywam, że gdyby do niej miało dojść, na pewno książka posłuży mi poniekąd jako przewodnik i źródło inspiracji.
Komedie kryminalne w ostatnim czasie bardzo przypadły mi do gustu. Lubię połączenie tych dwóch gatunków. Sięgając po tego typu literaturę liczę na dobrą zabawę przyprawioną szczyptą emocjonującego dreszczyku, który towarzyszyć ma rozwiązaniu kryminalnej zagadki.
Kiedy więc przyszło mi przeczytać "Zbrodnie po irlandzku", zerknęłam na okładkę i stwierdziłam nieśmiało, że to może być niezłe. Niby książek nie powinno się po niej oceniać, ale nie ukrywajmy, że często to właśnie one przyciągają nasz wzrok, a dopiero później kierujemy się na tył z opisem. I nie ukrywam, opis mnie zaintrygował na tyle, że postanowiłam czym prędzej przystąpić do jej lektury. Fabuła zdawała się być interesująca.
Szef biura podróży "Hej Wakacje" postanawia zorganizować wycieczkę objazdową po Irlandii o jakże intrygującej nazwie "Szmaragdowa przygoda". Jako, że chętnych jest jak na lekarstwo, a i konkurencja na rynku jest dosyć spora, w ramach reklamy ogłasza konkurs, w którym do wygrania jest kilka darmowych biletów. W loterii wyłoniona zostaje grupa szczęśliwców. Piecze nad całą ekipą sprawować ma natomiast Tomasz - przewodnik wycieczki, który poza sporymi kompetencjami w pilotowaniu tego typu wyjazdów, ma równie duże doświadczenie w zaglądaniu do kieliszka.
Kiedy ekipa przybywa na Zieloną Wyspę, Tomasz orientuje się, że wyjazd ten będzie różnił się od tych, w których do tej pory brał udział. Różni pod kątem charakterów oraz pochodzenia uczestnicy sprawią, że będzie to dla pilota niezapomniana wycieczka. Zwłaszcza, kiedy jeden z nich, w w wyniku nieszczęśliwego wypadku przeniesie się do Św. Piotra. A to jeszcze nie koniec "Szmaragdowej przygody"...
Lektura "Zbrodni po irlandzku" sprawiła mi czystą przyjemność. Nie miałam wcześniej styczności z twórczością Aleksandry Rumin, więc nie wiedziałam czego spodziewać się po jej nowej książce. Tymczasem autorka stworzyła ciekawą historię, okraszoną dowcipnymi dialogami i scenkami sytuacyjnymi. Barwni bohaterowie wnoszą wiele dobrego do powieści. Każdy z nich jest inny i dzięki różnicy ich charakterów fabuła książki nie jest monotonna. Nie da się ukryć, że ich zachowania są momentami zbiorem stereotypów o turystach, wyjeżdżających na wakacje.
Intryga, którą uknuła autorka sprawiła natomiast, że cała komedia nabierała kryminalnego charakteru.
Na szczególną uwagę zasługuje harmonogram zwiedzania Irlandii. Każdy rozdział rozpoczyna się od listy zabytków i miejsc, do których uczestnicy danego dnia będą się wybierać. Pomysł ze stworzeniem takiego planu jest w moim mniemaniu strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu, że mogłam wyszukać w sieci niektóre ze wspomnianych w nim miejsc, nabrałam ochoty na wycieczkę do Irlandii. Nie ukrywam, że gdyby do niej miało dojść, na pewno książka posłuży mi poniekąd jako przewodnik i źródło inspiracji.
Mam tę książkę w swoich planach. Poprzednia powieść autorki trafiła w mój gust.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, ale to raczej nie jest książka dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńMam w swoich zbiorach :) Fajnie się czytało :)))
OdpowiedzUsuń