O tym jak narodzili się "Zdobywcy oddechu" - czyli krótka rozmowa z "ojcem" debiutanckiej powieści - P. P. Kłosowiczem
To nie będzie zwykły post. To będzie post inny niż wszystkie dotąd, bowiem pierwszy raz miałam możliwość przeprowadzenia krótkiego wywiadu z Panem Przemysławem Piotrem Kłosowiczem - autorem debiutanckiej powieści "Zdobywcy oddechu".
Dzień dobry, na wstępie chciałabym jeszcze raz podziękować za możliwość udzielenia odpowiedzi
na kilka moich pytań.
na kilka moich pytań.
Co sprawiło, że zaczął Pan pisać?
Skąd wzięła się inspiracja do napisania "Zdobywców oddechu"?
Powiedziałem niedawno w jednym z wywiadów, że ludzie nie o wszystkim są skłonni powiedzieć, ale o wszystkim mogą pomyśleć. Główną inspiracją była chęć napisania tekstu szczerego, bez konwenansów i ograniczeń. Między innymi dlatego bohaterowie swobodnie skaczą z tematu na temat, bo przecież nasze myśli też nie idą jednym torem, nie trzymamy się w nich ściśle jednego wątku. „Zdobywcy oddechu” to przedstawienie tego, co ludzie mają w głowach, ale o czym boją się powiedzieć drugiemu człowiekowi. Gdybym chciał określić ten tekst delikatnie, powiedziałbym, że to kociołek, w którym bulgoczą różne składniki. Tak naprawdę jednak od samego początku chciałem napisać książkę, która będzie emocjonalnym pawiem, toksyną w torsjach wyrzucaną z organizmów fikcyjnych bohaterów, którym ewidentnie nie miał kto przytrzymać włosów nad muszą, w której nie słyszeli szumu morza. W takich właśnie momentach naszego pseudo idealnego życia jesteśmy naprawdę sobą, bez udawania, bez masek. Choćby tych z glinki. Inspiracją byli ludzie. Chropowaci, prawdziwi, ze wszystkimi przywarami jakie tylko dostępne są na rynku.
"Zdobywcy oddechu" napisani są niebanalnym językiem...
Wiem, że język w powieści jest bardzo
specyficzny. Pojawiły się opinie, że to celowe silenie się na odmienność,
swoiste pozerstwo, jednak ja i moi znajomi naprawdę używamy słów „gdyż”, „iż”,
„albowiem”. Używamy też zwrotów powszechnie uważanych za obelżywe, ale o tym
sza. Pisząc miałem dwa założenia. Pierwsze - nie ograniczać się. Stąd w książce
tematy ciężkie, jak narodziny chorego dziecka, czy depresja, obok tematów
lekkich, takich jak czerpanie przyjemności z seksu, czy z jedzenia. Drugi cel –
odnalezienie w polskim swojego polskiego. Można pisać nieskomplikowane zdania,
tylko po co? Masłowska, Dehnel, czy Janko to moi literaccy idole. Gdyby nie
podpisali swoich tekstów i tak każdy wiedziałby, że to ich zdania. Chcę dorównać
najlepszym, choć fabularnie mam jeszcze sporo do nadrobienia.
Są tacy autorzy, którzy jak zaczną pisać, to idą jak burza. Czytałam
kiedyś w jednym z wywiadów z Remigiuszem Mrozem, że przeznacza on na pisanie
kilka godzin dziennie, traktując to prawie jak pobyt w pracy (tyle, że przyjemniejszy). A jak u Pana wyglądał proces powstawania
książki?
Moje teksty to mozaika, stale dokładam
jakieś małe elementy do już powstałego tekstu, przez co „Zdobywcy oddechu”
powstawali kilka lat. Podobnie rzecz ma się z drugą powieścią, nad którą pracuję
obecnie. Nie potrafię zmusić się do pisania. Zdarza mi się przez pół roku nie
zaglądać do pliku z powstającą książką. Jestem oczywiście o to na siebie
wściekły, ale dokumenty do ZUS-u, czy innego Urzędu Skarbowego też wypełniam na
raty, więc najwidoczniej taki ze mnie typ człowieka. Broń boże nie chodzi o
wenę, po prostu jeśli nie wisi nade mną konkretny deadline, zawsze jest jakieś
„kiedyś” i „potem”. Małe partie tekstu wysyłam do siebie smsem. Wklejam je
potem w najbardziej zbliżony klimatem fragment powiesi i tak powolutku,
scalając, posuwam się do przodu. Jest oczywiście rozpisany w osobnym pliku
konspekt całej powieści, by nie odjechać zupełnie od założeń i nie doczepić
czegoś, co będzie odstawało zanadto i uwierało czytelnika w oczy.
Wiadomo – nie samym pisaniem człowiek żyje, pisarz poza
tworzeniem, również czyta. Prywatnie, po jaką literaturę Pan sięga?
Sięgam po beletrystykę,
zasypiam z książką, to od lat mój przedsenny rytuał. Prócz wymienionych wyżej
nazwisk bardzo cenię większość książek Chutnik, Drotkiewicz, czy Witkowskiego.
Mam też na półce wszystkie zbiory felietonów i fragmentów bloga wydanych przez
Krystynę Jandę. Uwielbiam jej emocjonalne rozedrganie. Zagraniczne z całą
pewnością Foer. „Strasznie blisko, niesamowicie głośno” to majstersztyk.
Woli Pan polskich czy zagranicznych autorów?
Wstyd się przyznać, ale od
kliku lat czytam prawie wyłącznie współczesną prozę rodzimą. Może łatwiej mi
się utożsamić z Magdą, czy inną Kaśką niż Sharon? ;-) Polscy bohaterowie są mi
bliżsi. Nie umiem z tego wybrnąć, tak po prostu jest.
Wiąże Pan z pisaniem swoją przyszłość?
Chciałbym zarobić stukaniem w
klawisze na dwupokojowe mieszkanie w krakowskim starym podgórzu, ale gdy
zaglądam na stan konta widzę, że póki co utrzymam z tego co najwyżej mojego
kota, siebie już nie koniecznie. To bolączka wielu autorów, ludzie nie kupują
książek. Pisanie jest jednak dla mnie czynnością na tyle naturalną, że nie
mógłbym jej – wbrew swojej naturze – porzucić. Poza tym oszczędzam w ten sposób
na terapeucie.
I na sam koniec krótkie pytanie – woli Pan książki w formie
papierowej czy elektronicznej ;) ?
Papierowej, gdyż jestem niuchaczem
druku. Lew Starowicz określiłby to pewnie mianem jakiegoś
swoistego fetyszu.
Snobuję się zresztą na posiadacza wielu książek. Nie ufam osobom, które nie
mają w domu regału z książkami. Podejrzewam wówczas, że pewnie w przynależnym
mu miejscu postawili szafę z trupem, beczkę na dzieci, albo coś w ten deseń. Czytnik
mam, bo ze względu na stan zdrowia często przebywam w ośrodkach
rehabilitacyjnych, a nie sposób podróżować z osobnymi torbami na książki i
odzież. Czytając ebooki uwielbiam to, że zawsze jestem jakby na pierwszej
stronie, nic mi się nie zamyka, nie mnie, nie wypadają zakładki i nie muszę
wówczas odnajdywać zagubionej strony. Bardzo to wygodne. Brakuje mi tylko
zapachu i zakreślania zdań, które wzbudziły zachwyt. No i okładka! Nie ma
okładki, a przywiązuję do tego ogromną wagę! W tym względzie o „Zdobywców
oddechu” zadbała Renata Loj – Lookarna i marzę o tym, by była to wieloletnia
współpraca. Sami się przekonajcie jak pięknie jej wyszło!
Dziękuję, że znalazł Pan czas żeby odpowiedzieć na kilka moich pytań J
Polecam się na przyszłość.
Budowanie zdań to mój konik. Wiśta wio! ;-)
Na koniec, jeszcze ode mnie namiary na autora:
przemyslawpiotrklosowicz.com/
facebook.com/przemyslawpiotrklosowicz/
instagram.com/przemyslawpiotrklosowicz
Na koniec, jeszcze ode mnie namiary na autora:
przemyslawpiotrklosowicz.com/
facebook.com/przemyslawpiotrklosowicz/
instagram.com/przemyslawpiotrklosowicz
Autorowi dziękuję za przesłanie dwóch grafik, które mogłam umieścić w poście.
Kasia
Kasia
Komentarze
Prześlij komentarz